Gotowy poznać masę nowych ludzi? Spotkać się z całkowicie inną kulturą? Wysiąść z samolotu i zgubić się w miejskiej dżungli? Udoskonalić swój amerykański slang? Tak? No to znalazłyśmy idealne rozwiązanie dla Ciebie!
O Work&Travel dowiedziałyśmy się od znajomych, którzy wcześniej uczestniczyli w tym programie i szczerze nam go polecali. Podjęcie decyzji o wyjeździe na inny kontynent na cztery miesiące zajęło nam trochę czasu. Zastanawiasz się wtedy, czy warto zainwestować w to tyle pieniedzy, czy poradzisz sobie podczas szybszego zdawania egzaminów na studiach, czy nie wyjdziesz na nieudacznika ze swoim poziomem znajomości angielskiego. A co jeśli współpracownicy Cię nie polubią, a sama praca okaże się nietrafiona? Tak wiele obaw, tak dużo minusów…
Pewnie sobie teraz myślicie… „No to dlaczego się zdecydowałyście?!”
A nasza odpowiedź to: Bo tu w Klubie Podróżników BIT lubimy ryzyko! 🙂

Ale nie przeciągając, przejdźmy do rozjaśnienia, jak to wszystko wygląda.
Sama agencja prowadzi Cię za rączkę – jedyne co musisz zrobić (oprócz oczywiście opłacenia programu) to wybrać odpowiadające Ci miejsce i wymarzoną pracę oraz przejść rozmowę kwalifikacyjną. Zakres ofert jest szeroki i każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie – od baristy w Parku Narodowym po bodyguarda w Miami, czy ratownika na plaży w Kalifornii.
Po niełatwym wyborze przechodzisz przez super prostą rozmowę z konsulem, a najtrudniejsze na koniec – studenci, czas na sesję! To okrutne stworzenie nawet w swojej naturalnej porze nie jest proste, a co dopiero kiedy musisz zdawać samemu i błagać wykładowców o wcześniejszy termin. Ale jesteśmy tu! Dałyśmy radę! Także dla chcącego nic trudnego. Po tym wszystkim pozostaje tylko powiedzieć „pa” rodzinie i znajomym na cztery miesiące i przygotować się na przygodę życia.
My natomiast, ze względu na zmęczenie miastem i zachwyt górami, obie zdecydowałyśmy się na pracę w Glacier National Park w stanie Montana. Wyjeżdżałyśmy z różnych agencji i aż do momentu samego wyjazdu nie wiedziałyśmy, że z tak wielu ofert wybrałyśmy to samo miejsce (masz ci los). Wiola wybrała stanowisko baristy w Coffie Shopie, a Blanka dostała pracę jako cafe attendant w małej kafejce.
Nie będziemy opisywać wszystkich naszych wrażeń, bo potrzebny byłby na to kolejny post 😊. Najważniejsze, że nasze obawy i stresy się nie spełniły, a Amerykanie okazali się bardzo otwartymi ludźmi zagadującymi Cię o każdej porze. Trafiłyśmy do małej wioski o nazwie St. Mary przy wjeździe do Glacier National Park. Nasz dzień pracy wygląda bardzo podobnie – pracujemy około 6-8 godzin przez pięć dni w tygodniu, więc mamy wystarczająco czasu, aby pozwiedzać sąsiadujący Park Narodowy. Jakby nie patrzeć, wspinaczka i zwiedzanie szlaków to największa rozrywka tutaj 😊 Gór i tras wystarczy zarówno dla zawodowych hiker’ów, jak i wspinaczkowych laików.
Oprócz tego, wieczorem integrujemy sie na ogniskach, a czasami zdarzy się nam wycieczka na kajaki czy rafting. I musimy wam przyznać, że pomimo mijającego już trzeciego miesiąca pobytu w Stanach, wciąż ciężko jest nam się przyzwyczaić do widoku korony świata z okna naszego domku.
A więc… czy było warto? Na 100% tak! Poznaliśmy znajomych na długie lata, planujemy nowe, wspólne podróże i nawet mamy dzięki temu parę pewnych noclegów w ciekawych miejscach :). Nasz angielski jest świetny! Teraz czekamy już tylko na nasze amerykańskie road tripy, jesteśmy głodne nowych miejsc, które Ameryka może nam zaoferować!
~ Wioletta Nowicka
~ Blanka Wawrzyniak