Jak to się wszystko zaczęło?
Kiedy wspominam, że spędziłam dwa miesiące w Kazachstanie jako praktykantka, większość osób patrzy na mnie krzywym wzrokiem nie do końca rozumiejąc dlaczego ktoś miałby wybrać tak niepospolity kierunek podróży, a co dopiero odbywania praktyk. Jednak zawsze ciągnęło mnie w dalekie zakątki świata i kiedy tylko nadarzyła się okazja, niewiele myśląc, wyraziłam chęć udziału w programie studenckim, a niedługo potem wylądowałam w Ałmatach – mieście położonym w południowo-wschodniej części kraju, które jeszcze do 1997 roku było jego stolicą.
Jak zapewne większości z Was, Kazachstan kojarzył mi się jedynie ze scenami z filmu Borat, ewentualnie ze stepami. Jak bardzo się myliłam!
Moje pierwsze wrażenia
Od razu po przylocie podczas podróży z lotniska zobaczyłam, że Ałmaty to ogromne miasto! Dodatkowo okazało się, że z Akademika, w którym miałam mieszkać rozpościera się cudowny widok na góry. Najwyższy szczyt położony niedaleko miasta osiąga wysokość aż 4.979 m n.p.m!
Miasto samo w sobie jest dość specyficzne. Można tam spotkać zarówno nowoczesne wieżowce, jak i dużo postsowieckich budynków i raczej ta strona miasta nadal przeważa. Jednak nie można się tam nudzić. Jest bardzo dużo parków, centra handlowe, muzea, klimatyczne bary i restauracje, punkt widokowy, na który można wjechać gondolą i nawet 3 luna parki!
Miasto obfituje także w bazary. Można na nich znaleźć dosłownie wszystko. Od przeróżnych rodzajów mięs, w tym popularnej w Kazachstanie koniny, przez podróbki Gucci, po słuchawki prysznicowe. Największy bazar w Kazachstanie ma długość ok 16 km!!!
Jednak to nie Ałmaty skradły moje serce, a te wszystkie cuda natury, do których można dojechać z miasta autokarem lub marszrutką (coś w rodzaju busa, który nie odjeżdża dopóki nie zapełni wszystkich miejsc). Już kilka dni po przylocie wybrałam się na dwudniową wycieczkę nad jeziora.
Jeziora Kolsai i Kaindy
Na pierwszy ogień poszło jezioro Kaindy. Na początek musieliśmy się dostać na trasę prowadzącą do jeziora. Jazda małymi busikami, w których chyba każdy element był sklejony taśmą, była lepsza niż roller coaster. Po drodze minęliśmy obozowisko jurt, czyli okrągłych namiotów, bardzo popularnych w Azji Środkowej. Udało mi się wtedy skosztować własnej roboty Kumysu, czyli sfermentowanego mleka konia o niskiej zawartości alkoholu. Nigdy nie zapomnę tego smaku i głosu babuszki, która zachęcała mnie do wypicia całego kubka.

Niedługo potem dotarliśmy nad jezioro Kaindy. Opłacało się! Jezioro leży w wąwozie, a rosnące tam drzewa utworzyły podwodny las. Widok jest jedyny w swoim rodzaju, a kolor wody nie do opisania!

Pod wieczór zostaliśmy przewiezieni do małej wioski, w której mieliśmy nocować. Byliśmy goszczeni przez kazachskie rodziny co dawało niesamowity klimat i możliwość zetknięcia się z tamtejszymi realiami, zgoła innymi niż w Ałmatach. Wieczorem mogliśmy nawet skorzystać z bani, czyli rosyjskiej odmiany sauny.
Następnego dnia w planach była wycieczka nad jezioro Kolsai – już nieco bardziej turystyczne, przez łatwiejszy dostęp do jeziora, ale też warte zobaczenia. Swoją drogą, zrobienie zdjęcia wymagało dużo cierpliwości, bo Kazachszki są perfekcjonistkami w robieniu pozowanych zdjęć i przy każdym punkcie widokowym robi się przez to spora kolejka.

Z jezior w góry
Jak już wcześniej wspominałam, Kazachstan ma naprawdę wiele do zaoferowania. Zwiedziłam tylko małą część tego ogromnego kraju (dziewiątego pod względem wielkości na świecie), a i tak udało mi się zobaczyć jeziora, góry, pustynię, kanion i wiele innych.
Największą zaletą mieszkania w Ałmatach był łatwy dostęp do szlaków górskich. Wystarczyło wsiąść w autobus miejski, który zawoził na punkt zwany Medeo, z którego odchodziło mnóstwo szlaków. Dodatkowo na Medeo znajduje się najwyżej położone lodowisko na świecie! Z racji tego, że spędziłam w Kazachstanie dwa miesiące, udało mi się pokonać kilka szlaków i to o różnych porach roku. Było chodzenie w 40 stopniach, mgła, śnieg i jesienne kolorowe liście. Szlaków jest sporo i na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! W zimie działa tam też ośrodek narciarski i wspomniane wcześniej lodowisko.

Big Almaty Lake
Wracając do tematu jezior warto też wspomnieć o jeziorze znajdującym się bardzo blisko Ałmat, które jest o tyle niesamowite, że jego kolor zależy od pory roku. Zmienia się właściwie z miesiąca na miesiąc od jasno zielonego po turkusowe.

Jedzonko
W dużych miastach jest wiele restauracji z potrawami z różnych stron świata, w sklepach można dostać też właściwie wszystko. Jednak typowe kazachskie potrawy najczęściej są dość tłuste i zawierają duże ilości mięsa. Najbardziej popularne to plow, czyli ryż z mięsem i marchewką, manty – pierogi z mięsem i mój ukochany langman – ichniejszy makaron z warzywami, mięsem i sosem. Na targach można kupić dużo różnych orzechów, przypraw i suszonych owoców sprzedawanych zazwyczaj przez młodych mężczyzn, którzy nawołują do kosztowania ich produktów, a przy okazji zadają mnóstwo pytań o Twoje pochodzenie i o to czy masz chłopaka/męża 😊 W sklepach można też spotkać mleko wielbłąda i dużo odmian koniaku, który Kazachowie zagryzają pyszną czekoladą.
Dodatkową ciekawostką jedzeniową jest fakt, że pierwsze jabłko pochodzi właśnie z Ałmat i z racji tego, co roku odbywa się tam festiwal jabłek, na którym można kupić chyba każdy istniejący rodzaj tego owocu.
Ludzie
Przez cały mój pobyt poznałam wielu Kazachów z różnych środowisk i w każdym wieku. Na pewno łączy ich wszystkich niesamowita otwartość, ciekawość drugiego człowieka, uczynność i gościnność. Wszyscy byli bardzo pomocni i z zainteresowaniem dopytywali skąd przyjechałam i jak jest w Polsce. Bardzo ciekawe jednak były różnice pomiędzy pokoleniami. Starsi ludzie, często mówiący tylko po kazachsku i rosyjsku, są bardzo związani ze swoim krajem, kochają Kazachstan i raczej są zadowoleni z otaczającej ich rzeczywistości. Kompletnie inne podejście prezentują młodzi ludzie. Prawie wszyscy świetnie mówią po angielsku, a Europę i USA postrzegają jako raj na ziemi. Często mówią, że chcą się przeprowadzić, studiować za granicą lub znaleźć tam pracę, bo w Kazachstanie nie ma dla nich perspektyw. Z tego co widziałam, perspektywy faktycznie są mniejsze niż w większości krajów europejskich, ale myślę, że działa tu bardziej schemat „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.
To tylko malutka część mojej kazachskiej przygody, którą mogłabym opisywać bardzo długo. Nie zamieniłabym tego kierunku na żaden inny. Polecam kraje Azji Środkowej, ponieważ można doświadczyć cudownej, zróżnicowanej natury, poznać odmienne kultury i tradycje i przeżyć mnóstwo niezapomnianych przygód!
