Cześć wszystkim! Nazywam się Daria i miałam przyjemność już do Was pisać na temat Złombolu. Długo odwlekałam z tekstem dotyczącym Japonii, ale z racji natłoku egzaminów na studiach udało mi się odkopać spod stosu książek odrobinę motywacji do stworzenia tejże relacji. Na początku chciałabym podkreślić, że oczywiście taki wyjazd da się zaplanować jeszcze taniej, korzystając np. z couchsurfingu, śpiąc w wieloosobowych pokojach w hostelach lub po prostu posiadając znajomych na miejscu. My jednak podróżowaliśmy w czwórkę, z czego 50% naszej ekipy stanowiło młodsze rodzeństwo (w zasadzie to aż tak młodzi oni nie są – uczyli się wtedy w klasie maturalnej). Zacznijmy jednak od początku.
Podróż do Japonii była od zawsze moim marzeniem. Czarka z racji zamiłowania do japońskich samochodów i driftu również. Nigdy jednak nie sądziliśmy, że zrealizujemy to marzenie tak szybko. Dlaczego w to wątpiliśmy? Zapewne z tych samych powodów, z których ty w nie wątpisz: bo Japonia to drogi kraj, bo ciężko dorwać tanie loty, bo daleko, bo zbyt wysoka bariera językowa, bo kompletnie inna kultura. Co więc nas odblokowało?
Pamiętam ten wieczór, jakby to było wczoraj. Był początek lipca, a my spędzaliśmy wakacje wraz z rodziną w Chorwacji. Ja uczyłam się na egzamin rekrutujący na studia magisterskie, a Czarek grał w planszówki z bratem. Jak przystało w moim przypadku na naukę, po 5 minutach walki zaczęłam przeglądać oferty lotów na Fly4free.pl. I wtedy mnie olśniło. Pojawiła się ogromna zniżka na loty do Azji linią Air China. Były tam oferty m.in. lotów do Korei Południowej za około 1200 zł, do Tajlandii za ok. 1300 zł oraz właśnie do Japonii za ok. 1450 zł. Widząc tak atrakcyjne ceny, zrozumiałam, że to jest właśnie ten moment, w którym powinniśmy odważyć się przekroczyć swoją strefę komfortu i udać się gdzieś dalej niż Gruzja. Wzięłam telefon i pobiegłam do chłopaków, pokazując im swoje odkrycie. Ucieszyli się równie mocno, jak ja. Na początku rozważaliśmy podróż do Korei Południowej, bo tam loty były najtańsze. Już mieliśmy je kupować, ale coś nas natchnęło – kurczę, przecież to Japonia od zawsze była naszym największym marzeniem. I tak kupiliśmy do niej bilety. Dodam jeszcze, że kupiliśmy loty także dla mojej siostry, która w tym czasie przebywała w Bieszczadach i nie było z nią żadnego kontaktu z powodu słabego zasięgu. Jakież było jej zdziwienie, gdy dnia następnego udało mi się z nią skontaktować, i pierwsze co usłyszała, odbierając telefon to: odkładaj pieniążki, lecimy za 4 miesiące do Japonii! I tak o to resztę wakacji spędziłyśmy w pracy.
5 listopada 2018 roku rozpoczęła się nasza podróż. Pierwszy raz lecieliśmy lotem długodystansowym z przesiadką w Pekinie, docelowo do Tokio. Obawialiśmy się tej przesiadki, bo nigdy tego nie robiliśmy, nie wiedzieliśmy jak się zachować, gdzie się udać, i to jeszcze w jakichś Chinach znanym nam tylko z lekcji geografii. Bilans strat na lotnisku w Pekinie to jeden Power Bank (nie mieliśmy na nim naklejki z odznaczeniem pojemności, bo się starła).
Udało się. Dostaliśmy się do Tokio. Pierwsze wrażenie – jak tu czysto!
Tip nr 1 – nie dajcie się zwieść mapie google, Tokio jest o wiele większe, niż mapa to pokazuje, a odległości w tym mieście są przeogromne. Nasze pierwsze zderzenie z ogromem tego miasta było takie, że patrząc na mapę, myśleliśmy, że mieszkamy niedaleko lotniska. W praktyce okazała się to odległość ponad 30 km.
W Japonii mieliśmy 2 tygodnie do wykorzystania. Z racji, że była to nasza pierwsza wizyta w tym kraju, postanowiliśmy głównie skupić się na Tokio, które naprawdę jest GIGANTYCZNE i wymaga co najmniej tygodnia zwiedzania oraz udaliśmy się na 4 dni do Kyoto. Oczywiście marzyła nam się podróż Shinkansenem. W praktyce była ona nie na nasz budżet, dlatego znaleźliśmy autobus za łączną kwotę ok. 380 zł za osobę w dwie strony.
Tip nr 2: jeżeli Tobie również marzy się podróż Shinkansenem i planujesz odwiedzić różne miejsca w Japonii, polecamy skorzystać z JR Pass (czyli Japan Rail Pass), czyli karty, która umożliwia nielimitowana jazdę pociągiem przez 7/14/21 dni. Koszt najkrótszej terminowo karty to ok. 29.110 JPY za miejsce w II klasie.
Noclegów szukaliśmy już w lipcu. Trafiliśmy na świetną okazję: wynajęliśmy na 6 nocy mieszkanie w Tokio w dzielnicy Ikebukuro za 80 zł za noc/os. W Kyoto udało nam się spać jeszcze taniej, gdyż znaleźliśmy pokój w hotelu za 60 zł za noc/os. ze zniżką na pierwszą rezerwację na Airbnb. Po powrocie z Kyoto spędziliśmy jeszcze 3 noce w Tokio, gdzie również nam się poszczęściło, bo otrzymaliśmy od Booking.com zniżkę na 360 zł na wybrany nocleg. Tymże sposobem mogliśmy ostatnie dni w Japonii spędzić w dzielnicy Ueno-Iriya, płacąc za nocleg 70 zł/os. Jeżeli chodzi o lokalizacje w Tokio, to bardziej podobało nam się w dzielnicy Ikebukuro, gdzie o wiele więcej się działo.
Jeżeli chodzi o metro, to obsługa automatów jest banalna. Opłaca się kupić bilet na kilka dni. My z racji, że nie potrzebowaliśmy jeździć metrem codziennie, kupiliśmy bilet 3-dniowy za 1500 JPY lub korzystaliśmy z biletów 24-godzinnych, których koszt wynosił 600 JPY za sztukę.
Tip nr 3: Jeżeli macie lot powrotny z lotniska w Naricie, polecamy pociąg Keisei Limited Express (koszt przejazdu 1100 JPY) odjeżdżający ze stacji Asakusa. Jest on najtańszą opcją, jeżeli chodzi o dostanie się na lotnisko. Nie pomylcie go z drugim pociągiem, który kosztuje drożej.
No dobra, a co my tam właściwie jedliśmy? Śniadania robiliśmy raczej w mieszkaniu lub kupowaliśmy onigiri (coś na wzór trójkątnej kanapki à la sushi) lub nikuman (faszerowane bułeczki na parze) z Seven Eleven. Obiadokolacje jedliśmy głównie w sieciówce o nazwie Nakau. Jedliśmy także sushi obok najbardziej fotografowanego przejścia dla pieszych na świecie w Genki Sushi. Polecamy bardzo tę miejscówkę, zresztą zobaczcie sami na zdjęciach poniżej, dlaczego 😊. (Koszt dwóch kawałków sushi to 100 JPY!). Obiady jedliśmy także, kupując gotowe porcje w konbini (czyli japońskim odpowiednikom Żabki: 7 Eleven, Lawson, Family Mart). Pozwoliliśmy sobie również na odwiedzenie Ichiran Ramen, gdzie zjedliśmy najsmaczniejszy ramen, jaki w życiu pisane było nam spróbować. Tak, to ten słynny ramen, w którym siedzi się samemu, a zupę otrzymuje z okienka przed nami. Koszt takiej przyjemności bez dodatków to 1000 JPY. Polecamy, bo śni nam się on do dzisiaj.
Nakau Nakau Ichiran Ramen Genki Sushi Genki Sushi Genki Sushi
Podsumowując, wydaliśmy na osobę około 4500 zł. Jest to łączna cena lotów, ubezpieczenia (150 zł w PZU Wojażer) noclegów, autobusu do/z Kyoto, komunikacji miejskiej, jedzenia, pamiątek oraz 18-godzinnego pobytu w Pekinie (gdzie dostaliśmy darmowy nocleg od linii Air China, ale wydaliśmy pieniądze na kierowcę (ok. 150 zł na 4), który zabrał nas na nocną przejażdżkę pod Tiananmen Square oraz nocną chińską wyżerkę) oraz noclegu w Londynie (spaliśmy w piwnicy w hotelu wyszukanego na mapie google, bo była to najtańsza opcja XD) i lotu powrotnego z Londynu do Katowic (z dużym bagażem nadawanym ok. 100 zł), gdyż nasze loty były z Warszawy do Tokio, ale powrotny był już do Londynu.
Nie mi oceniać, czy nasz budżet jest dla Ciebie niski, ale my jesteśmy z siebie dumni, że udało nam się spełnić marzenie, zamykając się w takiej kwocie. Często przeglądając oferty wycieczek do Japonii, były one dwukrotnie większe niż to, za ile my to zrobiliśmy. Wyjazd ten był prawdziwą szkołą życia i w wątku oszczędzania, jak i odnalezienia się na drugim końcu świata nie znając tam nikogo.
Pekin – Tiananmen Square Pekin – Tiananmen Square Chińska szamka
Była to nasza najwspanialsza podróż. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, dużo nauczyliśmy się od Japończyków (poruszając się autobusem miejskim we Wrocławiu, do dzisiaj marzy mi się kultura ciszy). Mieliśmy także okazję poznać Polonię w Tokio, z racji, że byliśmy tam w 100 lecie Niepodległości Polski. Na grupie Tanoshii POLSKA Dowiedzieliśmy się, że jest organizowany bieg z tej okazji wokół pałacu cesarskiego w dzielnicy Chiyoda, a z racji, że moja siostra jest zawodową biegaczką, postanowiliśmy się na niego wybrać. Poznaliśmy tam m.in. młodego artystę, który wygrał półroczne stypendium w Tokio, gdzie miał swoją wystawę prac artystycznych! Poznaliśmy parę, która przeprowadziła się do Tokio po kilku latach mieszkania w Nowej Zelandii (ich córeczka potrafi biegle rozmawiać po polsku, angielsku, i uczęszcza do japońskiego przedszkola, ucząc się języka japońskiego – coś niesamowitego!). Mieliśmy także okazję poznać Emila z popularnego kanału na YouTube Co słychać w KRLD oraz Aiko & Emil – nawet załapaliśmy się w jego vlogu!
Podróż do Japonii była najcudowniejszą przygodą, jaką do dziś wspominamy. Może dlatego, że była naszym największym marzeniem, a może po prostu dlatego, że zrobiliśmy to wspólnie z naszym rodzeństwem. Puenta tego wpisu jest taka: nie bójcie się spełniać marzeń, a w gronie najbliższych satysfakcjonują one podwójnie!
Ps. Jeżeli masz jakieś pytania o Japonię, nie bój się do mnie napisać!
Chętnie podpowiem 😊
~ Daria Drumowicz