Jadąc do Anglii nie oczekiwałem zbyt wiele. Często słyszy się, że większość czasu tam pada, jest zimno i ponuro, i od razu w naszych myślach kreuje się mniej przyjemny obraz tego miejsca, kraju, ogólnie Wysp Brytyjskich.
Powiem tak, jak błędne i jednocześnie trafne jest to spostrzeżenie. Naturalnie pada tam tyle, że w tydzień miałem dość deszczu na cały rok, ale tyle dobrego i pięknego ile zobaczyłem w tym kraju to jest coś niesamowitego. Rozpocznę może od natury – wyobraźcie sobie ogromne połacie terenu, niższych i wyższych wzgórz porośniętych soczyście zieloną, miękką trawą, na których pasą się wszelkiego rodzaju zwierzęta domowe i dzikie. Krajobraz jest tam tak różnorodny, że z soczystej zieleni możemy wpaść na skaliste góry lub na zaskakujący obraz czerwonych odłamów skalnych i żółtej trawy, które przywodzą na myśl opowieści J.R.R. Tolkiena. Nic dziwnego, że jego dzieła są tak słynne, kiedy ma się tak pobudzającą zmysły i wyobraźnię przestrzeń dookoła siebie. Tak jak z każdymi podróżami, słowa dają tylko namiastkę tego co można tam poczuć i odnaleźć, i tak też jest tym razem.
Do Anglii przyleciałem z moją dziewczyną Klaudią w celach głównie zarobkowych. Mieliśmy okazję poznać wiele różnych osób od rodowitych Anglików, przez Szkotów, nasze Polskie mniejszości narodowe, po przedstawicieli kultur Bliskiego i Dalekiego Wschodu np. Bangladeszu – akurat trafiło nam się mieszkanie z Haną z tego kraju. Nie wiem jak to jest, ale zawsze trafiam na dobrych, rozumiejących, uczciwych ludzi i każda z tych kultur dała przykład i dowód posiadania tych cech, czy to w pracy, czy poza nią. Wielka Brytania to kraj bardzo wymieszany narodowościowo i etnicznie, ale widać, że ludzie potrafią żyć tam w harmonii – jasne, zajęło im to trochę czasu, żeby zaadaptować się do sytuacji i przyzwyczaić do “nowych sąsiadów”, ale aktualnie wszystko zdaje się “działać”. Sami Anglicy są bardzo ciepłymi, życzliwymi ludźmi. Zdarzało się, że przegadaliśmy kawałek czasu z przypadkowym przechodniem, bo akurat nas zaczepił albo ktoś po prostu, tak o na ulicy, powiedział z uśmiechem “dzień dobry” lub ktoś pomachał z drugiego krańca ulicy. Czy nie powinno być to normalne – w Polsce zdaje się być inaczej, chyba jesteśmy bardziej zachowawczy. Takie proste rzeczy, a jak wpływają na moje odczucia wobec tego kraju i narodu. Jestem zachwycony jak przypominam sobie tamte chwile.
Podczas miesięcznego pobytu mieliśmy okazję pojechać do paru miejsc, które polecam jak najbardziej do odwiedzenia.
Lake District – Scafell Pike
Na pierwszy rzut Park Narodowy Lake District. Nietknięte góry i natura, spokój, cisza, szacunek do przyrody, spokojnie wypasające się owce i TA zieleń – pierwsze słowa, które kojarzą mi się z tym miejscem. Do tego Parku przyjechaliśmy, aby zdobyć najwyższy szczyt Anglii Scafell Pike (978 m) – może i nie jest super wielki, ale za to jaki przyjemny. Trasę przyrównał bym do polskiej Babiej Góry. Na pokonanie szlaku liczmy 5-6h. U podnóża samej góry jest jezioro z krystalicznie czystą wodą, wokół którego można nocować i tak też wiele osób robi, oczywiście z zachowaniem porządku i czystości. Coś co również warto wspomnieć to fakt dosyć wąskich dróg i wielu ostrych zakrętów na terenie całego Parku, oj żołądek może się przewrócić jak na rollercoasterze. Podsumowując – polecam z całego serca – warto zatrzymać się tam na noc i gdyby nie praca następnego dnia również bym tak zrobił. Noce tam są ciemne jak najciemniejsza czarna kawa jaką piliście kiedykolwiek, a niebo, o Panie…
Blackpool
Kolejne miejsce to miasteczko Blackpool. Jak to powiedział pewien Polak, którego poznaliśmy w Anglii – “Jedni kochają, drudzy nienawidzą” – miasteczko zdaje się zatrzymało się w latach 70. ubiegłego wieku, a historycznie określiłbym go jako dawny, sławny kurort/miejsce wypoczynkowe mieszkańców Wielkiej Brytanii. Aktualnie można przyjechać tam miło spędzić czas na wybrzeżu, zjeść Fish&chips na promenadzie, obserwować przypływy i odpływy i dosłownie cofnąć się w czasie. Plastikowe cebulo-karoce, mini Wieża Eiffla, stare akwarium, budynki wyjęte prosto z lat 70., kiczowate pamiątki i jeszcze raz plastik to to czym to miasto się odznacza. Widoki z promenady na morze są niezwykłe, szczególnie podczas zachodu i wschodu słońca. Kiedy nastanie już zmierzch na deptaku nieco poza centrum można znaleźć wiele podświetlanych rzeźb – robią klimat na spacerze. Podsumowując może nie jest to “must see” , ale jak jest się w okolicy to grzechem byłoby nie wpaść na chwilę i poczuć ten klimat.
Londyn
Na deser stolica. Spędziliśmy tam 4 dni i powiem szczerze – Robi ogromne wrażenie – zresztą czego można spodziewać się po Londynie. Ogromna Metropolia, mieszanka ludzi z każdego zakątku świata, można się wręcz czuć przytłoczonym tym wszystkim co to miasto ma do zaoferowania; 4 dni to stanowczo za mało, aby poznać je choćby w miarę powierzchownie. Sam Londyn poza wieloma atrakcjami jest miejscem, w którym można spacerować godzinami. Piękne rozległe parki i ogrody w centrum miasta, jeziora i sztuczne zbiorniki pozwalają oderwać się od miejskiej rutyny – szczególnie w momencie kiedy wiewiórka i papuga jedzą Ci z ręki, siadają na głowie i ramionach. Wiele z atrakcji, które zobaczyliśmy zostały opisane w innym wpisie na tym blogu – zachęcam do zapoznania się z nim, więc może lekko podsumuję swoją wypowiedź. Londyn musi znaleźć się na Waszej liście miejsc do zobaczenia. Warto przyjechać tam chociaż na parę dni z małym wstępnym researchem i planem zwiedzania / dnia – zawsze jak to z większymi miastami. Metropolia jest tak różnorodna, że każdy znajdzie coś dla siebie, a większość z tych rzeczy można znaleźć przy Tamizie. Jestem pewien, że będziecie się zachwycać i zaskakiwać na każdym kroku Waszej podróży zarówno przez to miasto jak i przez cały kraj i być może, tak jak ja zaplanujecie tam wrócić w przyszłości.
~Mateusz