안녕하세요, 제 이름은 바샤입니다. 오늘은 저의 한국 생활에 대해서 이야기를 하겠습니다. (Cześć, mam na imię Basia. Dzisiaj opowiem Wam o moim życiu w Korei Południowej.)
Język koreański
Językiem koreańskim zaczęłam interesować się już w liceum. Było to spowodowane wieloma czynnikami, ale muszę przyznać, że chyba największym z nich była po prostu chęć nauki języka azjatyckiego. Od gimnazjum uwielbiałam anime, więc zaczęło się od japońskiego, ale niestety okazało się, że samodzielna nauka tego języka równała się z niemożliwym. Wtedy też poznałam swojego obecnego chłopaka (Koreańczyka), który dumnie stwierdził, że koreański jest o wiele prostszy i na jego rzecz lepiej porzucić japoński. W taki sposób rozpoczęłam naukę tego języka, która tak naprawdę nie przyniosła większych efektów dopóki nie przystąpiłam do intensywnego kursu koreańskiego w samej Korei.
Pierwsza podróż
Do Korei Południowej po raz pierwszy poleciałam w wieku 19 lat. Był to dla mnie pierwszy lot w życiu w dodatku z przesiadką w Pekinie, także było naprawdę emocjonująco. Obecnie jestem w Korei od września zeszłego roku. Realizuję tutaj część przedmiotów z mojego kierunku studiów oraz intensywny kurs koreańskiego. Pozwoliła mi na to roczna oferta wymiany na Hankuk University of Foreign Studies zaoferowana przez Uniwersytet Śląski. HUFS posiada dwa kampusy – w Seulu oraz w Yongin. Warunkiem uczestnictwa w wymianie było pojechanie do tego w Yongin ze względu na znajdujący się tam jedyny w Korei wydział polonistyki. Będąc w Yongin otrzymałam niepowtarzalną możliwość nauki Koreańczyków języka polskiego w ramach stypendium dla studentów z wymiany. Na miejscu okazało się także, że jestem jedyną studentką z Polski. Zostałam więc bardzo serdecznie przywitana oraz niejednokrotnie zaproszona na kolacje organizowane przez ten kierunek. Obserwując studentów polonistyki najbardziej zachwyciła mnie ich pasja do nauki o Polsce. Nierzadko organizowane były przedstawienia po polsku oraz imprezy, w których zaprezentować się mogli recytatorzy oraz folklorystyczne zespoły taneczne. Naprawdę ciężko było powstrzymać się od wzruszeń!
Kampus w Yongin
Jak się okazało kampus w Yongin jest niezwykle masywny i znajduje się w górach (Korea ogólnie jest niezwykle górzystym krajem, więc nie jest to nic niezwykłego). Jako osoba wcześniej mieszkająca na wsi zakochałam się w tym miejscu. Codziennie po przebudzeniu „witam się” z moją ukochaną górą przed akademikiem. Przyroda jest tutaj niezwykle bujna. Wydaje mi się, że niemożliwe jest określenie ilości gatunków zwierząt oraz owadów, które miałam okazję tutaj „odkryć”. Często też wszelkie robactwo jest 2 razy większe i bardziej przerażające od tego w Polsce. Bardzo dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z cykadami, które tak mnie przeraziły, że w pierwszy dzień przybycia na kampus roztrzaskałam swój telefon. Poza dziwnymi owadami znajdują się tutaj również dziwne zwierzęta. Przykładem tego jest korani (고라니), które jest sarną, ale wygląda bardziej jak… krzyżówka lwa i sarny. Jest dosyć małe, ale posiada nadzwyczaj długie kły wystające z pyska. Gdyby tego było mało, w nocy wrzeszczy niczym człowiek, dlatego wiele osób nadal sądzi, że te odgłosy są wydawane przez wracających z imprezy studentów.
Podróże
Podczas mojego pobytu w Korei miałam okazję odwiedzić wiele różnorodnych miejsc. Moim ulubionym miastem było Sokcho (속초). Znajduje się ono na północnym wschodzie Korei oraz jest usytuowane w miejscu, gdzie kończą się góry, a zaczyna morze. Sokcho nie jest tak popularne jak Seoul czy Busan, dlatego liczba turystów, która tam przyjeżdża, nie jest tak ogromna. Można w nim naprawdę wypocząć, a następnie wybrać się na (uważaną za najpiękniejszą w Korei) górę Seoraksan (서락산). Poza Sokcho moimi ulubionymi miejscami w Korei są zwyczajnie świątynie. Nie mam tu na myśli wielkich, przepełnionych tłumami świątyń w dużych miastach, lecz te, które skrywają się w górach. Jednym z najprzyjemniejszych zadań, które obrałam w Korei jest właśnie odkrywanie takich miejsc.
Dzień buddy
Na dzień buddy wybrałam się na dosyć znaną górę w moim mieście. Podczas wspinaczki razem z koleżanką z Kolumbii poznałyśmy starszego pana w wieku około 85 lat. Jako pierwszy spróbował z nami nawiązać rozmowę i zadziwiająco, nie była to rozmowa po koreańsku. Okazało się, że pan mieszkał w USA przez kilka lat i nadal po wielu latach był w stanie całkiem nieźle rozmawiać po angielsku. Razem z koleżanką nie potrafiłyśmy odnaleźć drogi do świątyni, która była mapie, więc pan zaoferował nam pójście tam razem. Widać było, że sprawiło mu tą ogromną przyjemność. Jak się okazało jego żona ze względu na wiek nie była już w stanie dołączyć do wspinaczki. Dowiedziałyśmy się, że pan co roku przychodzi właśnie do tej świątyni na dzień buddy. Był tak zachwycony naszym towarzystwem, że postanowił pokazać nam wszelkie rytuały, które należy odprawić w świątyni z tej okazji. Na koniec zjedliśmy razem świątynne jedzenie i obiecaliśmy sobie spotkanie w przyszłym roku, o tej samej porze.
Życie codzienne w Korei
Jeżeli chodzi o życie codzienne w Korei, to wydaje się ono dużo bardziej wygodne ze względu na transport, który jest niezwykle rozwinięty. Linie metra z Seulu sięgają w głąb kraju, pociągi są bardzo nowoczesne a busy wygodne. Jedynym minusem jest to, że czasami siedzenia w busach wydają się trochę za małe na mój wzrost i bardzo mnie to dziwi, ponieważ obecne pokolenie Koreańczyków zbliża się wzrostowo do Polaków. Może wydawać się to zaskakujące, ale udało mi się odnaleźć tutaj swój ukochany środek transportu. Jest nim pewnego rodzaju metro, które porusza się na dużej wysokości. Jadąc nim można podziwiać okoliczne góry oraz miasta z niezwykłej perspektywy. Ceny transportu są porównywalne z polskimi dopóki nie wybiera się przyspieszonych pociągów lub luksusowych busów. Niestety w przypadku jedzenia nie jest to tak proste. Stołówki studenckie proponują ceny nawet niższe od tych w Polsce oraz niektóre restauracje mogą być porównywalne cenowo do tych w naszym kraju, jednak produkty w supermarketach mogą bardzo negatywnie zaskoczyć. Przykładowo, niedawno popularne są arbuzy, które kosztują około 40 zł za sztukę. Drogi jest też alkohol. Dobre piwo kosztuje w granicach 8 zł za puszkę. Można też skusić się na tańsze za około 3 zł, (które swoją drogą często można było zobaczyć w filmie Parasite), ale niestety nie jestem pewna czy rzeczywiście można je nazwać piwem.